Spotkanie z doradcą finansowym już za nami, jednak o tym napiszę przy innej okazji. Dziś chciałabym ponarzekać trochę na biura nieruchomości i to, co robią, aby wyszarpać od ludzi „trochę” grosza.
Za nami setki podstron z ofertami mieszkań, głównie na wrocławskich Krzykach, ale też nieco dalej. Korzystałyśmy z różnych portali, od popularnej gratki, czy allegro, przez multiwyszukiwarkę na money, czy inne, przeznaczone stricte do wyszukiwania nieruchomości. Znalazłyśmy kilka ciekawych ofert, w dużej mierze z rynku wtórnego, w dobrej cenie i w rozsądnym stanie. Niestety większość z nich była wystawiona przez biura nieruchomości. Dlaczego niestety? Bo nie przez jedno, a kilka biur, w dodatku zwykle bez przyzwolenia sprzedającego. Jakim cudem, skoro sprzedawca nie wyraził zgody na współpracę? Ano takim, że wyraził zgodę (lub nie) na umieszczanie/ przekopiowywanie ogłoszeń na różnych portalach. Oczywiście zamiast numeru telefonu do sprzedającego, mogłyśmy się natknąć na ten, należący do agenta konkretnego biura. Kto na tym zyskuje, a kto traci?
Sprzedający zyskuje (ale trochę też traci)
Niby nie wyraził zgody na współpracę, ale, jeśli biuro nieruchomości znajdzie mu klienta, to najpewniej współpracę nawiąże i być może nic na tym nie straci. Dlaczego? Bo biuro nieruchomości wystawi mieszkanie nie za 250 tysięcy (cena sprzedawcy), a za 270. Ma tym samym mocny argument – mamy dla Ciebie klienta, który kupi mieszkanie za 270 tysięcy, ale Ty dostaniesz tyle, ile chciałeś i wszyscy będą zadowoleni.
Biuro nieruchomości zyskuje
Właśnie dlatego, że znajdzie klienta, który kupi mieszkanie za cenę wyższą, niż chciał sprzedawca. Dodatkowo najpewniej otrzyma prowizję od kupującego (1-3% wartości mieszkania) za udostępnienie numeru telefonu do sprzedającego. I koniec. Fajnie, nie?
W ogłoszeniach często można spotkać się też z informacją, że „prowizję pokrywa sprzedający”. Szczerze? Ciężko mi w to uwierzyć, prawdopodobnie prowizja jest już w cenie mieszkania.
Kupujący traci
Czasem i podwójnie, o czym świadczą sytuacje przytoczone powyżej. Kupujący musi przebić się przez gąszcz ofert i jeśli nie jest na tyle zdeterminowany, to ulegnie i wybierze ofertę biura nieruchomości z zawyżoną ceną, a w dodatku zapłaci mu prowizję za kontakt. Przesadzam? Całkiem możliwe, jeśli 35 tysięcy nie robi nikomu różnicy. Dlaczego tyle?
Znalazłyśmy mieszkanie w dogodnej dla nas okolicy, w dość dobrym stanie i jak nam się wydawało cenie.
Oferta nr 1, Biuro nieruchomości X – 300 tysięcy
Oferta nr 2, Biuro nieruchomości Y – 275 tysięcy
Oferta nr 3, Biuro nieruchomości Z – 274 tysiące
Oferta nr 4, Sprzedający – 265 tysięcy
Dotarcie do bezpośredniego kontaktu do właściciela zajęło bardzo dużo czasu i udało się tylko dzięki znajomości różnych wyszukiwarek nieruchomości i zastosowaniu naprawdę każdej frazy, która mogła, choćby w niewielkim stopniu nawiązywać do tej konkretnej oferty.
Dość powszechne jest również stosowanie „zabiegów”, które uniemożliwiają bezpośrednie dotarcie do właściciela. Są to między innymi:
- zafałszowanie lokalizacji, poprzez stosowanie ogólników (mieszkanie w centrum, mieszkanie na Powstańców Śląskich),
- odległości od miejsc znanych, strategicznych (500 metrów od Galerii Dominikańskiej, w pobliżu Sky Tower),
- zmiana nazwy ulic (zamiast Agrestowej, Truskawkowa – znajdują się na tym samym osiedlu, ale w pewnej odległości od siebie).
Biura nieruchomości teoretycznie mają pomagać w znalezieniu wymarzonego mieszkania, a w rzeczywistości przeszkadzają. Oczywiście są wyjątki, nie chcę tu zbytnio generalizować, ale przejrzyjcie sobie oferty mieszkań, znajdźcie 5 takich samych w różnych cenach i sami oceńcie, kto kogo robi w balona.
Skomentuj