Pierwsze oglądanie mieszkania mamy już za sobą. Niestety, nie udało się nam znaleźć właściciela bezpośrednio (przyznam, że też się za bardzo nie starałyśmy), więc skorzystałyśmy z pośrednictwa biura nieruchomości. Poniżej opiszę, jak przebiega taki proces (osoby mające już doświadczenie w tej dziedzinie mogą sobie ten wpis odpuścić, bo i tak nie znajdą tu żadnych nowych informacji).
Zadzwoniłyśmy i umówiłyśmy się na spotkanie. Jak się okazuje, może to być dowolny okres dnia lub nocy, bo jeśli biuro ma zarobić, to się postara. Dzwoniąc dziś o 14, umówiłyśmy się na dziś na 19. Jako że mieszkanie znajdowało się blisko miejsca, które obecnie wynajmujemy, był to dla nas najwygodniejszy czas.
Pan pośrednik podał nam adres i umówiliśmy się pod domem, w którym znajdowało się mieszkanie na sprzedaż. Postanowiłyśmy przyjść odrobinę wcześniej, żeby mieć czas na spokojnie, bez kogoś obcego za plecami, obejrzeć okolicę, budynek, parking, ogródek itp.
Potem przyszedł Pan i grzecznie poinformował nas, że formalności załatwimy w środku. Przyznam, że był to dla nas szok – jakie formalności, przecież dopiero oglądamy, no ale dobrze. Za późno, żeby się wycofać.
Pan otworzył drzwi i pozwolił nam na spokojnie obejrzeć każde pomieszczenie, nawet za nami tak bardzo nie chodził – dał trochę swobody. Mieszkanie niestety (albo jak się okaże za chwilę – na szczęście) nie spełniło naszych oczekiwań (któż to zresztą widział, by kupować pierwsze mieszkanie, jakie się ogląda).
Po obejrzeniu dokładnie całego mieszkania (53 m2, więc właściwie aż tyle oglądania nie było), wypytałyśmy Pana o wysokość czynszu, funduszu remontowego, przyszłe plany remontu elewacji, piwnicę, internet i wszelkie inne media. Pan był bardzo dobrze poinformowany (wiem wiem, to jego obowiązek) i spokojnie odpowiadał nam na wszystkie nasze pytania.
Powiedziałyśmy, że to wszystko, co musimy wiedzieć i że możemy teraz przejść do wcześniej wspomnianych formalności. Przyznałyśmy się grzecznie, że to nasza pierwsza przygoda z biurem nieruchomości, więc Pan musi nam wszystko wyjaśnić. I wyjaśnił.
Okazuje się, że biura nieruchomości zabezpieczają się umową. Właściwie to się im nie dziwię – ma to całkowity sens. Podpisanie tej umowy jest jednoznaczne ze zgodzeniem się to, że nie będziemy kupować mieszkania, które właśnie oglądałyśmy za pośrednictwem innego biura nieruchomości albo bezpośrednio od właściciela. Biorąc pod uwagę, że pośrednicy tracą swój czas i ciągle pokazują mieszkania, to doskonale rozumiem, że muszą się w jakiś sposób zabezpieczyć.
Pan ostrzegł nas również, żeby przypadkiem nie oglądać tego samego mieszkania z innym biurem, bo gdy zdecydujemy się na kupno, będziemy musiały płacić dwie prowizje.
Na szczęście nie przypadło nam ono do gustu.
Na przyszłość będziemy wiedziały, że zanim umówimy się na spotkanie z biurem nieruchomości, będziemy musiały dokonać wszelkich starań, aby wcześniej dotrzeć do właściciela i uniknąć prowizji. Z drugiej jednak strony, najczęściej ceny mieszkań podlegają negocjacji, więc można się wytargować o obniżenie ceny o 2% tak, aby wystarczyło na prowizję biura.
Piszę o tym, gdyż wiem, że każdy kiedyś zaczyna szukać mieszkania i nie dla każdego to wszystko jest takie oczywiste. Na szczęście ta umowa, którą dziś podpisałam, do niczego mnie nie zobowiązuje, bo odpuszczamy sobie to mieszkanie.
Skomentuj